Burze, wichury, gradobicia. Kaprysy pogody to nasza codzienność. Na różne warunki atmosferyczne wystawione są też instalacje fotowoltaiczne. Czy zatem coś im grozi?
W Polsce sezon burzowy trwa od wiosny do wczesnej jesieni, z największą intensywnością zwykle w okolicy lipca i sierpnia. Porywisty wiatr, bijące pioruny i lecący grad to nic miłego, a radzić sobie z tym muszą panele.
Burza – wyładowania i przepięcia
Intuicja podpowiada, że wyładowania atmosferyczne i urządzenia elektryczne to połączenie wysokiego ryzyka. Fakty są takie, że instalacje fotowoltaiczne nie ściągają piorunów. Zgodnie z prawami fizyki, wyładowanie „szuka” najbliższego punktu dotarcia, zatem na ich działania najbardziej narażone są wysokie budowle, obiekty czy drzewa. Piorun oczywiście może trafić w dach z panelami, ale ochroną przed jego zgubnym działaniem jest instalacją odgromowa, która odbierze i uziemi energię, zapobiegając kumulacji ogromnego ciepła i pożarowi. Dlatego warto fotowoltaikę wyposażyć w piorunochron.
Drugą zaporą, którą warto zastosować, jest ogranicznik przepięć. Impulsy elektromagnetyczne związane z uderzeniem pioruna mogą oddziaływać na dużą odległość, powodując nagły wzrost napięcia w sieci. Ogranicznik ochroni instalację przed skutkami wyładowań.
Grad i wiatr
Panele fotowoltaiczne muszą też nieraz mierzyć się z gradem i silnym wiatrem. Żeby stawić im czoła, spełniają standardy ujęte w międzynarodowej normie IEC 61215. Oznacza to, że są odporne na uderzenia kul gradowych o średnicy 2,5 cm, lecących z prędkością 23 m/s. Po takiej nawałnicy nie powinny pojawić się pęknięcia ogniw, szkła czy odkształcenia powierzchni. Ważna jest również odporność na obciążenia wywoływane przez wiatr i towarzyszącą mu siłę ssącą. Certyfikowane panele charakteryzują się wytrzymałością na związane z nimi naprężenia rzędu 2400Pa.
Należy pamiętać, że certyfikowane urządzenia muszą iść w parze z profesjonalnym, prawidłowym montażem. Liczy się tu odpowiednia, mocna konstrukcja dopasowana do wielkości i wagi paneli. Solidne wykonanie musi uwzględniać prawidłowe mocowania, właściwe dla ułożenia na skośnym bądź płaskim dachu. Pod uwagę trzeba wziąć m.in. odpowiedni odstęp od krawędzi i dociążenie.
Ubezpieczenie
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku instalacji ustawionej na ziemi. Ta bardziej narażona jest na uszkodzenia mechaniczne – można ją zdewastować, wjechać w nią pojazdem, grozić może jej np. upadek drzewa czy innych elementów znajdujących się w pobliżu. Istnieje też większe ryzyko kradzieży.
I tak np. w listopadzie zeszłego roku w Opolu samochód osobowy wypadł z drogi, wyłamał ogrodzenie i wpadł na posesję, na której rozbił ustawioną na ziemi instalację fotowoltaiczną. Z kolei na początku tego roku silny wiatr zerwał panele z dachu w Białymstoku. Nie wiadomo, czy podmuch był tak silny, czy wadliwa była konstrukcja albo zawiódł montaż. Tak czy inaczej instalacja runęła w dół. W lutym panele padły łupem złodziei w Ożarowie. Takie przypadki się zdarzają, a w niepowołane ręce wpadają też konstrukcje, na których są osadzone panele, falowniki i inne elementy. Najczęściej zdarza się to w miejscach oddalonych od zabudowań.
To wszystko prowadzi do wniosku, że instalację warto ubezpieczyć. Firmy ubezpieczeniowe oferują objęcie jej ochroną jako dodatkowy element w ramach ubezpieczenia nieruchomości. Cena zależy m.in. od powierzchni budynku, zakresu i sumy odszkodowania. Odpowiednie pakiety, obejmujące dom, instalację czy zabudowę na podwórku, kosztują kilkaset złotych rocznie.
Jak widać, panele fotowoltaiczne nie są przesadnie narażone, ale ryzyko zawsze istnieje. Zjawiska pogodowe mogą być tak silne, że jednak uszkodzą naszą instalację. Uwzględnić trzeba też działalność człowieka – wandalizm albo kradzież. Tak więc panele są raczej bezpieczne, ale 100% gwarancji że nic się z nimi nie stanie nikt nam nie da.
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą lub podaniem nazwy wydawcy Marketing Relacji Sp. z o.o.